szczęśliwy listopad
Mam 23 lata. I tydzień. Pierwszy raz obchodziłam urodziny
tutaj i.. nie mogłam sobie ich lepiej wymarzyć. Nigdy szczególnie nie
świętowałam swoich urodzin. Osiemnastkę, która mam wrażenie była 10 lat temu,
bo tak dużo się od tego czasu zmieniło, też olałam. Więc i teraz nie planowałam
nic.
Jakim było dla mnie zaskoczeniem kiedy w zeszłą środę, gdy wkurzona
krośnieńskim życiem siedziałam na kanapie, a do mieszkania weszła moja mama z
bratem. Z kwiatami, sernikiem i ukochanymi gołąbkami. I właściwie już nic mi nie
było trzeba. Obecność mojej rodziny tutaj jest zawsze czymś zarówno absurdalnym,
niepasującym, ale i czymś co sprawia, że czuję się tu normalnie, jakbym wcale
się nie przeprowadziła. Przez chwilę przestałam szukać pracy, sprawdzać maila,
patrzeć nerwowo na telefon. Swoje urodziny miałam w piątek, a świętowałam je
już od środy. Dla mnie to już było szaleństwo, a to wcale nie koniec.
Piątek. Skoro głównymi gośćmi są mama i brat, czyli
powiedzmy, że towarzystwo niezbyt zobowiązujące, mogłam sobie pozwolić na tak
zwany późny ogar. O godzinie 14 byłam w trakcie sprzątania i wyglądałam tak samo
marnie, jak zaraz po przebudzeniu. Nagle dzwonek. Oczywiście nikogo nie
zapraszałam. Więc kogo niesie?! Otwieram drzwi a tam trzy osoby, będące
kwintesencją mojego siedmioletniego mieszkania w Gdańsku. Stoją ze śmiesznym
transparentem i śpiewają sto lat. To się nie dzieje naprawdę! Przecież te szuje
jeszcze przed chwilą wysyłały mi życzenia, a teraz wiem, że to dla niepoznaki. Byłam przeszczęśliwa! Wtedy
nie ryczałam, ale dzisiaj jak wspominam obie niespodzianki to ciężko się nie
wzruszyć.
Najlepsze jest to, że wszyscy zaplanowali sobie te przyjazdy
ponad miesiąc wcześniej. Adrian oczywiście był we wszystko zamieszany i
skurczybyk nie wpadł ani razu. Ja niczego się nie spodziewałam. Bo przecież jak
ktoś może przyjechać tutaj tylko dlatego, że mam urodziny. I ogromnie dziękuję
wszystkim przekochanym spiskowcom. To były najlepsze urodziny, odkąd pamiętam. Dało mi to ogromnego kopa. Odżyłam i mam energię na przynajmniej następne dwa miesiące. Dłużej nie, bo potem zeżre mnie tęsknota.
Cudownie jest mieć takich ludzi wokół siebie. Nawet w promieniu siedmiuset kilometrów.
a będzie coraz lepiej, obiecuję <3
OdpowiedzUsuń