serio, serio.

Odnoszę ostatnio wrażenie, że utknęłam w jakiejś czasoprzestrzeni. Kiedy jeszcze nie wiadomo czy coś się kończy, czy już zaczyna się coś nowego. Coś jak spacja w środku tworzącego się zdania, kiedy niby napisało się już wszystko, ale to jeszcze nie czas żeby postawić kropkę. I ja wpadłam w taką spację. 

Czuję się jednocześnie tak bardzo stara i tak bardzo młoda. Czuję, że na swój wiek osiągnęłam już całkiem sporo i jednocześnie czuję, że nie osiągnęłam niczego. Wydaje mi się, że pojęłam już całą mądrość tego świata, a z drugiej strony tak wielu rzeczy nie rozumiem i tak wielu rzeczy mogłabym się jeszcze nauczyć. Raz myślę sobie „ej, gówniaro, carpe, kurwa, diem, twoja osiemnastka wcale nie była aż tak dawno”, a kolejny raz myślę, że życie kończy się po dwudziestce.

Od lat słucham tekstów „uśmiechnij się”, „za bardzo się przejmujesz” i chociaż małą częścią siebie wiem, że ci wszyscy ludzie mają rację i w perspektywie wszechświata moje zmartwienia nie mają żadnego znaczenia to i tak nie umiem inaczej. 

Jestem taka bardzo na serio. Miłość na serio. Szkoła na serio. Praca na serio. Mieszkanie na serio. Mam takie przeczucie, że nikt i nic nie jest serio jak ja.

Tłumaczę sobie, że to nie moja wina, że przyszło mi żyć w świecie perfekcyjnie szybkiego internetu pełnego perfekcyjnych ludzi. Żyję w jakimś idealistycznym świecie, w którym nie ma miejsca na półśrodki, pomyłki, złe decyzje, długi, śmieszność i na #niechcemisię.

A jeśli to moja wina? Jeśli wcale nie byłam smutnym plemnikiem, a potem smutnym człowiekiem, to co poszło nie tak? Chciałabym na siłę kogoś obwinić tylko po to, żeby nie obwiniać samej siebie.


I jestem już zmęczona tym byciem serio, wyczerpana, tak na serio. 

Komentarze

Popularne posty