jak na Krosno to spoko

   

   Moi znajomi w Krośnie dzielą się na dwie grupy - lokalnych patriotów, którzy kochają to miasto, region i wszystko, co z nim związane i albo nigdy by się stąd nie przeprowadzili albo po przeprowadzce z chęcią by tutaj wrócili, gdyby tylko ich życie ułożyło się trochę inaczej; 
oraz na lokalnych maruderów, którzy na każdym kroku chcą mi wpoić, że jestem niespełna umysłu decydując się na Podkarpacie, a argumentów na to mają oczywiście bez liku.
   
   Bo po pierwsze na Podkarpaciu nie ma pracy, a jak jest to za najniższe pieniądze w całej Polsce, co oczywiście każdy z nich osobiście sprawdził poprzez kolegę kolegi szwagra, który pracuje w (tutaj wpisz wybrane miejsce w Polsce nieznajdujące się na Podkarpaciu) i zarabia trzy razy więcej, robiąc to samo co oni. 

   Po drugie "w Krośnie nic nie ma", rozwijając:

1. Nie ma gdzie imprezować (czyt. ciężko zrobić rundkę po klubach, jak w Sopocie na Monciaku) - a ja myślę że jak ktoś ma ochotę się wytańczyć, powiedzmy dwa razy w miesiącu, to może to zrobić w pierwszym lepszym miejscu, w którym grają "Miłość, miłość w Zakopanem", a nie szukać powodów żeby kolejną sobotę spędzić w domu. 

2. Nie ma gdzie wypić - osobiście w Krośnie piłam częściej na mieście niż przez 7 lat w Gdańsku, dziwiąc się przy tym, że płacąc dychą za piwo dostaje jeszcze trzy złote reszty - mówię wam It's a kind of magic

3. Nie ma gdzie zjeść - a jak z łatwością wymienisz przynajmniej 5 miejsc, w których z dziką przyjemnością najadłeś się jak świnia to robią duże oczy, bo oni o tym nie słyszeli, a według mnie zwyczajnie nie chcieli. Ale za to o tym, że na otwarcie KFC rozdają kubełki za zeta to wiedzieli już wszyscy. Polecam czasem powiedzieć mamie, że dzisiaj ma ugotować mniej ziemniaków i zjeść na mieście coś innego niż Big Maca, kebaba, albo skrzydełka.

4. Ogólnie nie ma gdzie wyjść - może i atrakcje nie wysypują się z ulic na każdym kroku, ale co chwilę powstają nowe miejsca. Nie brakuje galerii, kina, basenów, parku linowego czy trampolin, ale i tak czego by nowego w mieście nie zrobili to maruderzy przyjmują to tylko tylko na chwilę do swojej świadomości, sprawdzają, lub nie i nieważne jak fajne jest dane miejsce ich typowym (i uwielbianym przeze mnie) powiedzeniem jest "jak na Krosno to spoko". 

   Trzeci ich argument, oburzenie i pytanie jednocześnie skupia się na tym jak w ogóle można zamienić taki Gdańsk, na takie Krosno. Pomijając fakt, że większość z nich o Gdańsku wie tylko tyle, że jest nad morzem i nigdy tam nie byli, skupiłabym się raczej na fakcie, że większość z nich nigdy się nie przeprowadziła, gdziekolwiek. I rozumiem, że każdy ma inny start w dorosłość, ale gdy już w tej dorosłości trochę siedzimy to polecam najpierw spróbować zmienić swoje życie, wynająć jakieś mieszkanie, z dala od rodziców, liczyć głównie na siebie i zasmakować tego wielkomiejskiego życia, którego tak bardzo zdaje się wam brakować w waszym Krośnie. 

Bo jeśli ty nie jesteś w stanie rzucić wszystkiego i wyjechać do Warszawy, to nie mów mi co mam myśleć wyruszając w Bieszczady. 

(Uwaga! Wpis powstał na podstawie własnych obserwacji i przemyśleń, a przy jego powstawaniu nie ucierpiał żaden marudzący krośnianin) 

Komentarze

Popularne posty