U mnie błękit, u mnie fiolet, u mnie dole i niedole
Tak wiem, długo mnie tu nie było. Tak długo, że moja
wyszukiwarka już nie reaguje na hasło „zgory-nadol”. Po wpisaniu „z” nie wiedzieć czemu, pierwsze pokazuje się "zalando". Przecież powszechnie wiadomo, że
ubieram się raczej w "zapewnektośjużwtymchodził".
Czuję się trochę jakbym pisała do starego znajomego, co go
kiedyś może się nazywało przyjacielem. Gdy pyta po długim czasie „co u ciebie?”, nie wiesz od czego zacząć. Nie
będziesz mu opowiadać, że rozśmieszył cię jakiś film, wzruszyła piosenka, że
najpierw była burza śnieżna, a trzy minuty później świeciło słońce, że znowu
spóźniłaś się do pracy, chociaż nikt nie powiedział, na którą masz być. Tylko
odpowiesz mu, że „po staremu”, „wszystko w porządku”, „jakoś leci”.
Po dwóch i pół roku doświadczenia wiem już, że to ciężka
praca zrobić tak, aby z pierwszej wersji odpowiedzi, nigdy nie przejść do
drugiej. I że zawsze jej efekty zależą od chęci dwóch osób, a nie jednej.
Potraktuję Was
dzisiaj jak przyjaciół i przejdę niezgrabnie do historii nasączonej
rozgoryczeniem.
Wiecie po co człowiek uczy się ile sekund ma minuta, minut
godzina, a godzin dzień?
A no po to, by gdy zjawia się na dworcu PKP i dowiaduje
się, że jego pociąg ma 180 minut opóźnienia, mógł z łatwością policzyć, że to 3
godziny.
To nie może być przypadek, że opóźnienia podawane są w
minutach. Myślę sobie, że to PKP tworzyło podstawy programowe przedmiotu
matematyka i od pierwszej lekcji wszystko jest ustawione. Razem z tymi
beznadziejnymi zadaniami o punkcie A i B i drodze, czasie i prędkości. Mieszali
też trochę w biologii ze sprawą punktu G. Nigdy go nie ma w zadaniach. Nie ma, bo
nie istnieje.
Zaufać rozkładom jazdy, to jak wsiąść w dzieciństwie ze
starszą koleżanką na konika (taka huśtawka, nie wiem, czy tak samo nazywa się na Podkarpaciu)
i wierzyć jej, że nie podrzuci Cię w powietrze. A ty nie spadniesz, nie
uderzysz nogą o piaskownicę obudowaną grubymi palami drewna i nie nabawisz się
blizny na kolanie do końca życia (true story).
W skrócie: wysoce nieodpowiedzialne.
Tak więc utknęłam na dworcu w Krakowie na trzy, a biorąc pod uwagę to, że przyjechałam godzinę przed odjazdem, to cztery godziny.
Jakiś pan mądry ds. pociągów postawił diagnozę: awaria
taboru. A tabory to mi się kojarzą jedynie z „jadą wozy kolorowe” Maryli. I nic w
tej piosence nie ma o tym, żeby cyganie mieli jakieś problemy z tymi taborami.
Szczerze mówiąc, to ja nawet nie wiem, co to są tabory. Całe życie myślałam, że te wozy
to jadą „z taborami”, czyli takimi wielkimi torbami, co się je inaczej pisze. A
one tam jadą „taborami”, tak po prostu.
Jeśli ktoś właśnie zagląda mi przez ramię, to widzi, jak
czytam tekst piosenki „jadą wozy kolorowe” i widzi, że szukam co znaczy słowo
„tabor”. No i się okazuje, że definicji jest kilka. Wynika z nich, że być może
PKP ma awarię jakiegoś tam zespołu środków transportowych, ale.. może mieć też
problem z większą grupą cyganów podróżujących wozami konnymi. Nie wiem, nie
wiem. Może to jakieś happeningi walentynkowe czy coś.
Najciekawsze jednak jest myślenie marketingowe PKP.
Wyobraźcie sobie, że na stronie, na której można sprawdzić szczegóły opóźnień
na danej trasie, wyżej wymieniona instytucja umieściła w widocznym miejscu
przycisk „kup bilet”. No kto tak robi?! Kto tam wchodzi, widzi, że pociąg ma
opóźnienie trzy godziny i stwierdza „ekstra, biere”?
W każdym razie o siódmej rano
miałam być na drugim końcu Polski. Jedna z dwóch stolic Kociewia z p e w n o ś c i ą była przygotowana, aby mnie
powitać i czuję, że most nad Wisłą będzie zawiedziony. Nie jestem też pewna,
czy poczeka te trzy godziny. Teraz mam wyjechać o 4 rano i czuję, że do 7 nie zrobimy 600 km (obliczyłabym to, gdybym wiedziała z jaką prędkością jedzie pociąg.. no i gdybym pamiętała wzór). Ale kto wie, życie jest pełne niespodzianek.
Wiecie jak dużo można zrobić w
180 minut? Można np. za 10 zł wynająć małe lokum w samym centrum Krakowa. Jest
herbata, krzesło, gniazdko i WiFi, a podobno "home is, where WiFi is" (niby taki
full wypas, a toaleta na zewnątrz).
180 minut pozwala m.in. na pełne urządzenie
się w tym.. czymś.
Każda z toreb ma już swoje
miejsce. Jedna w rogu, druga w nogach, trzecia na wysokości oczu – typowe
miejsca w domu. Laptop na idealnej, barowej wysokości, krzesło wygodne, jakbym
siedziała w nim codziennie.
Myślę, że po godzinie mogę już zrobić parapetówę. Serdecznie was wszystkich zapraszam – dworzec Kraków Główny, widok z okna na kasę biletową nr 1.
Myślę, że po godzinie mogę już zrobić parapetówę. Serdecznie was wszystkich zapraszam – dworzec Kraków Główny, widok z okna na kasę biletową nr 1.
Komentarze
Prześlij komentarz